Al-Dżadida jest nadmorską miejscowością leżącą nad Oceanem Atlantyckim w Maroko. Znajdują się w niej stare mury fortecy, podziemna cysterna, pozostałości po portugalskim miasteczku, coś w rodzaju naszego molo oraz market, na którym tętni życie. W artykule dowiecie się jak spędziliśmy czas w tym miejscu.

Do Al-Dżadidy dojechaliśmy pociągiem z Casablanki. Podróż trwała około półtora godziny. Będąc w Maroko przekonaliśmy się, że bardzo lubimy ten środek transportu. Przemierzając kilometry przez okno mogliśmy podziwiać wiejskie życie, gospodarstwa rolne czy wypasane zwierzęta. Widzieliśmy również sterty śmieci, a pośród nich biegające dzieci. Takie widoki szokują i mimo tego, że wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać to będąc w Afryce nie spłynęło to po nas jak po kaczce.
Mieszkając w Europie takie widoki nie są dla nas czymś normalnym.
Po dotarciu na miejsce -> taksówką udaliśmy się do naszego noclegu, który znajdował się wewnątrz murów obronnych miasta. Pokój zabukowaliśmy dzień wcześniej przez portal Booking.com i kosztował on nas 23 euro.
Nadatlantyckie plaże w Al-Dżadida
Zostawiliśmy rzeczy w pokoju i ruszyliśmy na zwiedzanie. Na samym początku wybraliśmy się na spacer po pustej (zaśmieconej) plaży. Mamy nadzieję, że chociaż w okresie wakacyjnym plaża jest sprzątana. Podobno Marokańczycy lubią spędzać swój wolny czas własnie w tym miejscu.

Spacerując po promenadzie przystaliśmy na chwilę popatrzyć jak miejscowi grają w piłkę nożną – szło im to na prawdę dobrze. Byliśmy pod wrażeniem. Aż Patryk chciał to nich dołączyć ale bał się, że nie podoła poziomem starszym panom. 😀

Następnie po krótkiej przerwie na przepyszną marokańską herbatę i kawę obeszliśmy dookoła stare mury obronne. Dzięki temu podziwialiśmy miasto z góry, Atlantyk i mały port rybacki a w oddali roznosił się dźwięk modłów.


Następnie rozpoczęliśmy spacer między wąskimi uliczkami starego miasta, które zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Znajdują się w nim stragany, na których można kupić prawie wszystko. Co warto przywieźć z Maroko? My postawiliśmy na magnesy. Chwilę później zrobiliśmy sobie krótką przerwę na świeżo wyciskany sok z trzciny cukrowej z dodatkiem cytryny i imbiru.


W poszukiwaniu lokalnych przysmaków wyszliśmy poza mury miasta. Kilkaset metrów znaleźliśmy pana, który gotował tadżin dla miejscowych robotników. Za bardzo niewielkie pieniądze najedliśmy się po uszy. Właściciel restauracji okazał się być bardzo miłym człowiekiem. Dowiedzieliśmy się od niego wielu ciekawych informacji o życiu Marokańczyków. Podobno lubią oni polską wódkę.
Na sam koniec nasz nowy znajomy poprosił nas o wspólne zdjęcie. Po wypiciu pysznej, tradycyjnej herbatki i umówiliśmy się, że wrócimy do niego na kolację aby spróbować lokalnej zupy zwanej harira.


Gdybyście szukali miejsca, w którym można dobrze i tanio zjeść a także spróbować marokańskiej herbaty to polecamy naszą miejscówkę. Znajduje się on na ulicy Avenue Annasr tuż obok przystanków autobusowych.

Z pełnymi brzuchami poszliśmy zwiedzać cysternę portugalską (La Citerne Portugaise), która robi duże wrażenie. Trochę przypominała nam pewne miejsce w Glasgow (link do wpisu dla porównania, żebyście sami mogli ocenić). Podziemny zbiornik na wodę używany był już od XVI wieku. Bilet wstępu kosztuje 60 Dh dla turystów (10 Dh dla Marokańczyków).
Miejcie na uwadze, że pomiędzy 13:00 a 15:00 atrakcja ta jest zamknięta!

Na krótką chwilę weszliśmy między stragany w miejscowym markecie (panuje tam straszny gwar). Znajdziecie tam jedzenie, ubrania, kosmetyki, narzędzia…. My szukaliśmy bankomatu i go znaleźliśmy. 🙂
Na zakończenie dnia wybraliśmy się na spacer po czymś w rodzaju naszego polskiego molo. Lokalni mieszkańcy miło spędzali tam czas łowiąc ryby czy pływając w oceanie. Mieliśmy okazję poznać kilku z nich. Niestety nie porozmawialiśmy z nimi za dużo bo ich język angielski nie był zbyt dobry a nasz arabski żaden. Ale mimo wszystko czas upłynął nam bardzo przyjemnie.



Żebyście nie myśleli, że jest to kraina miodem płynąca. Ma ona sporo minusów, na przykład śmieci, które są rozrzucone dosłownie wszędzie zapachy też nie rozpieszczają. No i naganiacze – och ile można odmawiać i dziękować…. no ale cóż taka jest Afryka!

Krótki ale intensywny pobyt zaliczyliśmy w tym miejscu. Rano ruszyliśmy do kolejnej marokańskiej miejscowości -> Rabatu.
Jakie na Was wrażenie wywarła Al-Dżadida?
Dałbyś radę powiększyć fotki pod wpisami? Trudno coś zobaczyć, a otwieranie w nowej karcie jest upierdliwe. Pozdro 🙂
Hmmm.. Dziwne ale u nas wyświetlają się prawidłowo 🙂
Marzy mi się Maroko już od dłuższego czasu, ale na razie odpuszczam. Warto jest zobaczyć coś innego niż nasze podwórko, właśnie dlatego żeby zobaczyć, jak wygląda świat i że nie zawsze wygląda tak jak u nas. Że pewne standardy, które są u nas, niekoniecznie panują wszedzie. Że nasz punkt widzenia nie jest jedynym i że istnieje różnorodność, która jest piękna. Fajnie jest się dowiedzieć, że piękne fotki to nie jedyna strona medalu. My, podróżnicy i twórcy, często zapominamy o tym pokazując piękne krajobrazy i opisując tylko te dobre strony danego miejsca. Pozdrawiam!
Jak zwykle pełen profesjonalizm i super zdjęcia! Czekamy na kolejne Wasze wyjazdy 🙂